niedziela, 30 października 2011

Szal na na próbe

Zaprowadziłam w ogrodzie ostatnie porządki.
Schowałam narzędzia.
Jeszcze pojawili się ostatni goście... i tak jakoś chwila wolna się zjawiła.




Jako, że ciężko mi znieść bezczynność zabrałam się za nowinkę.
Do tej pory szydełko służyło mi głównie do dziergania serwetek, zazdrosek i poduch.
Tym razem wzięłam się za szal. Jak na razie idzie całkiem nieźle.
Zobaczymy co z tego wyjdzie.


środa, 26 października 2011

WODY !!!.......

Czas leci a termin przeprowadzki do nowego domku niestety jest jeszcze dość odległy.
Odwiedzam, po tej mojej nieobecności różne blogi i aż zazdrość mnie bierze jakie dziewczyny mają niezwykłe pomysły.
Z pomysłowością u mnie nie najgorzej, jednak miejsca na realizację na razie trochę brak. Rodzicom już totalnie zagraciłam piwnicę, a u nas na budowie nadal wieje chłodem. Już trzeci rok leci jak zmagamy się z naszymi kochanymi wodociągami, a bez wody centralne ogrzewanie to tylko atrapa.
Tak więc pisze, chodzę i targuje się jak lew.

lew-26
Podczas kolnej,ostatniej wycieczki urzędowo - wodociągowej z niemocy i totalnego rozstroju nerwowego jaki zafundowali mi urzędnicy, weszłam sobie do szmateksu rozładować stres.
Pomimo mało udanego początku dnia znalazłam kilka fajnych materiałów do mojej przyszłej (mam nadzieje!!!) kuchni.
W oczekiwaniu na wodę zabiorę się już do szycia zasłon i lambrekinów. Może mi jakoś nerwy odpuszczą.
Za oknem szaro, buro i kudłato. Feee...
Rano optymistyczne słoneczko, a chwile potem leje i tak już cały dzień.
Może te moje kwiatkowane zasłonki poprawią mi nastrój.






Do zasłonek dokupiłam jeszcze dwa drobiazgi. Na razie "kupiłam", myślę jednak sama zabrać się za podobną twórczość, jak tylko temperatura u mnie wzrośnie powyżej zera.





poniedziałek, 24 października 2011

Wracam, wracam po długiej rozłące...

Czasu od ostatniego mojego wpisu minęło sporoooo.....
Cóż. Czasem codzienność i nawał spraw spada jak lawina.
Trzeba było wziąć byka za rogi i doprowadzić wszystkie sprawy do szczęśliwego finału.
Tak to właśnie obroniłam licencjata i to z najwyższą notą (muszę się pochwalić ;))).
Łatwo nie było, cóż tak to bywa kiedy po latach od zakończenia nauki ponownie wchodzimy na drogę edukacji.
Teraz wypadałoby magisterkę zrobić. To jednak musi troszkę poczekać. Teraz czas na moje dzieciątko, które właśnie rozpoczęło pierwszą klasę.



Pisanie pracy to i tak była pestka przy całym nawale budowlanych atrakcji.
Ogrzewanie, wylewkowanie, tynkowanie i drzwi wstawianie. Czyli szał na maksa.
Blog, serwetki, rozpoczęte zazdroski i aniołki poszły w kąt.








Lato jednak minęło bezpowrotnie, więc może teraz wpadnie troszkę czasu w jesienno - zimowe wieczory.