Zaatakowała mnie paskudna grypiskowa bakteria. Męczy franca niemożliwie.
Szczęście w nieszczęściu, że na ostatnich nogach skończyłam szafę, bo inaczej przyszłoby mi chorowac w tym całym rozgardiaszu.
Sesja zdjęciowa miała byc uroczo profesjonalna, a wyszło jak zwykle.
Jako, że nie bardzo mam siłę, ochotę i inwencję twórczą komórka musiała wystarczy.
Zdjęcia nie oddają rzeczywistych efektów bo też i trudno w wąskim i dośc ciemnym korytarzu zrobic ciekawe zdjęcia.
W aparacie siadły baterie, a poszukiwanie ładowarki na dzień dzisiejszy jest ponad moje siły.
Mam nadzieję, że mimo wszystko można będzie dostrzec cały urok odmienionej szafy.
Dla przypomnienia fotka przed.
Dodatkowo w ferworze walki pod pędzel poszły ramki na przeciwległej ścianie.
Cała kompozycja w naturze wygląda naprawdę uroczo.