poniedziałek, 27 lutego 2012

Transfer na tkaninie

Wpadam dzisiaj tylko na chwileczkę w przerwie wiosennych porządków. 
Wyniki mojego transferowania niestety słabiutkie. 
Nie wszystko się odbiło a to co wyszło jest jak dla mnie troszkę za blade. 
Pierwsze koty za płoty. Nie poddaje się. Jutro próba z kserokopią. 
Zobaczymy co z tego wyjdzie. 



niedziela, 26 lutego 2012

Pachnące woreczki

Kolejne saszetki z "wdzianek" na butelki z winka. Sztywnik ma dość spore dziurki więc świetnie sprawdza się w roli saszetki zapachowej. Lakowa pieczęć idealnie spełnia rolę zawieszki.
Obrazki drukowałam na atramentówce. Przykleiłam materiał do kartki taśmą dwustronną, przepuściłam przez drukarkę i już. 

Próbowałam też dzisiaj transferować Nitro. 
Jak na razie wyszło strasznie blado. Nie wiem czy to ja coś sknociłam czy też wydruk był za słaby. 
Jako, że nie mam w domku laserówki, mężuś wydrukował mi w pracy. 
Nie miałam więc wpływu na jakość. 

Myślę też spróbować transferu z kserokopii. 
Jak tam wasze doświadczenia w tej materii??? 
Czy jakość jest taka jak z laserówki i co z trwałością po praniu??? 






Blog budowlany

Serdecznie zapraszam wszystkich zainteresowanych na mój nowy blog budowlany.
Działa zaledwie od wczoraj, więc dużo jeszcze pracy przede mną.
Powolutku i stopniowo będę uzupełniać ten masz rodzinny pamiętnik z budowy.
Może ktoś skorzysta.
W miarę możliwości służymy podpowiedzią i własnym doświadczeniem.
Jeszcze raz serdecznie zapraszam i dziękuję za odwiedzinki.

http://siedliskoniecalkiemswietegopiotra.blogspot.com/


sobota, 25 lutego 2012

Ławeczka

Zapuściłam się ostatnio w blogowaniu strasznie.
Powód był jednak dość pracochłonny.
Postanowiłam sobie własnoręcznie wytworzyć ławeczkę do przedpokoju.

Kupiłam dechy w Castoramie, takie piękne i sękate. Wytargałam z dziadkowej rupieciarni stary tył z łóżka i... zaszyłam się na budowie z całą masą mężusiowych narzędzi.
Tu był największy problem. Trzeba było wykorzystać nieobecność mężulka, żeby jego serducho nie cierpiało, że jego kochane narzędzia mogą być nie zawsze właściwie wykorzystane;)))

Najpierw przycinanie potem szlifowanie ...siwy pył.
Po opanowaniu najbrudniejszej roboty dopadłam wiertarkę i wkrętarkę. Były dziury, dziurki, wkręty, śrubki.
Powstała całkiem zgrabna skrzynia.

Najwięcej pracy było jednak z odnawianiem ramy łóżka.
Usunięcie starej farby z kręconych tralek i wszystkich zakamarków w pewnym momencie odebrało mi zupełnie ochotę do pracy. Dałam jednak radę. Malowanie i ozdabianie to była już czysta przyjemność.

Ława czeka teraz już tyko na wykończenie przedpokoju.
Może jeszcze jakieś poduchy na górę i będzie ok.
Walczę z transferem na materiale więc może coś tam wytworzę pasującego do klimatu ławeczki.

Mężuś wrócił do domku, zobaczył, zamilkł ze zdziwienia i nawet o narzędzia się nie rzucał.
Zaskoczyłam go. Baba a bez pomocy chłopa dała radę.
 Hi Hi ... co za radocha.




poniedziałek, 20 lutego 2012

Wiktoriańskie obrazki.

W niedzielne poranki leżąc sobie w łóżeczku lubię oglądać program "Maja w ogrodzie".
W ostatnim odcinku mowa była o ogrodach w stylu wiktoriańskim. Cudo.
http://majawogrodzie.tvn.pl/74,W-wiktorianskim-ogrodzie,odcinek.html
Wspomniano w tym odcinku o rysunku ,który wykonany został na ścianie garażu imitującej altanę.
Obrazek pochodził z książki "The Country Diary of an Edwardian Lady" Edyty Blackwell Holden.
Pogrzebałam troszkę w internecie i znalazłam cudne obrazki pochodzące właśnie z tej książki.











Myślę,że świetnie nadają się do transferu np. na poduchę w stylu angielskim. 

piątek, 17 lutego 2012

Śnieżny koszmar

Ostatnie trzy dni dały mi niezły wycisk. Jako, że mężuś wraca z pracy dość późno, przypadło mi w udziale odśnieżanie. Może nic wyjątkowego, ale mimo wszystko mam co odśnieżać. Mieszkam na samym końcu bocznej uliczki. 
Wśród sąsiadów niestety panuje przeświadczenie, że odśnieżać należy tylko chodnik.
Przecież nikt nie będzie drugiemu robił dobrze i odśnieżał fragmentu drogi przed swoim domem. 
Prawdziwa sąsiedzka solidarność. 
Wydostanie się samochodem na główną drogę graniczy z cudem. 
Do tego od dwóch lat muszę znosić panoszących się lokatorów mojego sąsiada, którym wydaje się ,że wszystko im wolno. Zastawiać wyjazd i samochody, godzinami puszczać w pootwieranym samochodzie tzw. umc...umc albo np. odpalić kosiarkę spalinową i na godzinę iść sobie do domu. 
Takie miłe atrakcje. 
Wybudowaliśmy dom na uboczu w poszukiwaniu ciszy i spokoju. Czasem mam już dość. Staram się jednak nie okazywać irytacji, bo wiem,że to tylko nasili działania "przemiłego " sąsiada. Tylko jak długo można być stoikiem??? 
Wczoraj zasypał nam bramę śniegiem, dzisiaj zastawił wyjazd.
 Staram się bardzo ale na głupotę chyba nie ma rady. 

Oj namarudziłam się ostro. To chyba zmęczenie. To na pewno zmęczenie. 
Nie mam nawet siły siąść do maszyny, a rozpoczęte projekty piętrzą się niemiłosiernie. 
Nie mam siły wziąć szydełka. Łapki całkiem mi wysiadły. 
Jedyny mój synuś miał dzisiaj zabawę z tym śniegiem. Dzielnie pomagał w odśnieżaniu. 
Potem wspólnie ulepiliśmy "Boba Budowniczego " naszego projektu. 
Teraz siedzi i pilnuje naszego podwórka. Może przepędzi tego diabolicznego sąsiada.



W tym całym sąsiedzkim szaleństwie muszę jednak znaleźć kawałek normalności. Dzisiaj spotkałam mnie miła niespodzianka pod postacią małego gościa.Zawitał do mojego karmnika dzięcioł. Śliczny z czerwonym brzuszkiem. Zdjęcie nie jest najlepszej jakości, ale cóż zrobić gość był niezwykle płochliwy.


W odwiedziny przychodzą również Kraski (na zdjęciu), wróbelki-elemelki oraz wspaniała bażancia rodzinka  (skutecznie teroryzowana przez agresywnego psa "przemiłego"sąsiada).
Dla ochrony naszych ptasich gości w tym roku będziemy stawiać solidny, drewniany płot, bo siatka nie była żadną przeszkodą dla tego psiego potwora.


Zapomniałabym dodać, że pojawił się u nas też zając i mały lisek. Mam więc nadzieję, że po naszych zabiegach zabezpieczających pojawi się u nas więcej takich ciekawych gości.



środa, 15 lutego 2012

Krawieckie grafiki...

Prace wykończeniowe w naszym domku chwilowo musieliśmy zawiesić. 
Mężulo jak nie w delegacji albo na dyżurze, to na szkoleniu. Lepiej teraz niż jak zrobi się ciepło.
Ja staram się wykorzystać ten czas jak najlepiej i właśnie wytworkuje sobie zazdroskao-zasłonki do pralnio-pracowni.
Temat krawiecki nada charakteru. 
Szukałam troszkę, szukałam. Dzielę się więc znaleziskiem, bo akurat takich na blogach nie znalazłam. 
Chyba, że źle szukałam. Nieważne. 
Więcej podobnych różności znajdziecie na:   http://chomikuj.pl/gwiazdorek1
Odpowiednich grafik trzeba troszkę poszukać i poprzerabiać bo są w negatywie.
Mam nadzieję,że się wam przydadzą, zazdroski pokarzę już wkrótce. 
Jak na razie trenuję transfer na "brudno".











poniedziałek, 13 lutego 2012

Zakochana pomidorówka

Dzisiaj będzie kulinarnie. 

"Zakochana pomidorówka" to mój sprawdzony sposób na rozbudzenie mężusiowych zmysłów.
Przepis banalnie prosty i szybciutki. 
W Walentynki nie należy się zbyt męczyć. 
Szybkie gotowanko, a potem to już tylko można "leżeć i pachnieć" w oczekiwaniu na lubego. 

Składniki:
  • duża cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • odrobina mąki pszennej
  • łyżka masła
  • 2 kostki bulionowe rosół z kury
  • 1-2 litrów gorącej wody 
  • 1 puszka pomidorów krojonych (ja używam z Łowicza, nie rozpadają się przy gotowaniu)
  • 1 przecier pomidorowy
  • cząber, tymianek, ziele angielskie, liść laurowy
  • ziarenka smaku
  • pieprz
  • zielona pietruszka
  • lubczyk (jeśli nie mamy świeżego to radzę użyć suszonego- "Lubczyk ogrodowy"Kotanyi)
  • makaron lub grzanki


Cebule kroimy w drobną kostkę, czosnek rozgniatamy. Całość należy zeszklić na masełku, oprószyć mąką, lekko podsmażyć.
Wszystko zalewamy gorącą wodą, wrzucamy dwie kostki rosołowe i gotujemy na delikatnym ogniu.
Następnie dodajemy całą puszkę pomidorów i koncentrat (ilość według uznania, zależy jaką ilością wody zalejemy).
Dodajemy kilka kuleczek ziela angiel., 2-3 listków laurowych, po 2-3 szczypty (rozgniecione) cząbru i tymianku. Doprawiamy ziarenkami smaku i pieprzem (ostrość według uznania).
Pod koniec gotowania dodajemy troszkę posiekanej pietruszki i lubczyku (za pierwszym razem radze niewielką ilość, szczególnie przy świeżym lubczyku, ponieważ jest bardzo aromatyczny i może zdominować smak zupy.) 
Zupkę podajemy z ugotowanym makaronem lub grzankami.
Proste i pyszne.
Gorąco polecam.




 Mężuś dostanie na Walentynki "Zakochaną pomidorówkę",
 a na deser... Rafaello z kuponem Dużego lotka
i ....... pssst...tajemnica.
Wszystkiego zdradzać nie można, bo jeszcze przeczyta i niespodzianki nie będzie.



niedziela, 12 lutego 2012

Zazdroska

Mróz na dworze trzyma, mam nadzieję, że to już ostatnie takie podrygi zimy.
Dokończyłam półokrągłą zazdroskę do kuchni. 
Druga część w trakcie pracy. Właściwie to pierwszy raz robiłam zazdroskę w takim kształcie. Myślę,że ten model przypadł mi do gustu.
W planach mam już podobną. Trochę bardziej ażurową.





Powyżej moja pomocnica Tekla. Jak znalazł, kiedy moi panowie snują się bez celu po kuchni. Sama trzepie tyłki i do tego chichocze. Słodziuchna jest.


Z oknem mrozik a w mojej "przechowalni" róże aż rwą się do wiosny. Jeszcze chwilę temu myślałam, że padły całkiem i trzeba będzie wymienić je na nowe, a tu niespodzianka. Może to jakaś przepowiednia bliskiej wiosny. Oby tak było. Nie mogę się już doczekać grzebania w ogródku.


poniedziałek, 6 lutego 2012

Zimnoooooooo

Nie wiem jak u was, ale u mnie strach wyjść na podwórko.
Mróz do -20 i wiatr. Masakra.
Nie pozostaje nic innego jak grzać w piecu i czekać na ocieplenie.
Zakupiłam sobie ostatnio cebulki krokusów, tak na przywołanie wiosny. Jednak na moim parapecie chyba im troszkę za zimno, bo jakoś słabiutko wychodzą.
Dostały więc wełniane ocieplacze.



Może teraz się rozkręcą.

Próbowałam wczoraj swoich sił w przenoszeniu nadruku na materiał metodą Nitro.
Tylko się zdenerwowałam. Oczywiście, ja niecierpliwiuch nie doczytałam do końca instrukcji  u YarnAndArt i przeszłam do czynów.
Efekt to rozmazana grafika.
Napaćkałam tego Nitro jak szalona, a trzeba było delikatnie i z wyczuciem.
 Mam nauczkę. Nie zniechęcam się jednak i jutro walczę dalej. 

czwartek, 2 lutego 2012

Cytrynóweczka dla niecierpliwych

Wędrowałam sobie dzisiaj troszeczkę po różnych blogach.
U Llooki natrafiłam na cytrynkowe szaleństwo. Narobiła mi smaczka na cytrynóweczkę. Zamieszczam więc mój przepiski.


CYTRYNÓWECZKA DLA NIECIERPLIWYCH

1kg cytryn
1L miodu
1L spirytusu

Owoce wyciskamy. Z soku usuwamy pestki i nadmiar miąższu. Miód, jeśli jest twardy, delikatnie podgrzewamy w gorącej wodzie (40*C). Następnie sok, miód i spirytus mieszamy. Gotowe.

Super sprawa na taki mrozik.